Po długiej przygodzie z boleniem i fatalnym pod kątem boleniowych wyników rokiem 2009, zająłem się na poważnie kleniem. Wielokrotnie przyławiany przeze mnie traktowany był jako ryba drugego rzędu i stosunkowo łatwa. Moje podejście do klenia zmieniło się w momencie kiedy świadomie chciałem go poławiać i tu mówię o osobnikach powyżej 40 cm.
W związku z tym iż w naszym rejonie nie ma typowo kleniowych rzek, zacząłem poszukiwać tegoż przeciwnika w mojej ukochanej Pilicy. Pierwsze wypady kończyły się tym że nie mogłem klenia zlokalizować i w okolicy zawsze usłyszałem chlapnięcie bolenia co sprawiało że szybko zmieniałem przynętę i kleniowanie się kończyło. Postanowiłem wytypować łowisko w którym duży kleń występuje na pewno. Wybór padł na Rawkę.
Pierwsze wrażenie oszałamiające. Mimo wczesnej wiosny- woda czysta, przyroda dzika, urokliwa okolica i sama rzeka z ogromną ilością zwalonych drzew, gałęzi i jak mi się wtedy słusznie wydawało kleni. Początki znowu trudne. Masa zostawionych przynęt na gałęziach, zębach szczupaczków i oczywiście podwodnych przeszkodach. Jednak po pierwszym braniu klenia zapomniałem o tym wszystkim. W związku z tym że zaczynałem wczesną wiosną, ryby atakowały głównie dość duże kąski rybo- podobne ( na owady było za wcześnie ) chcąc zapełnić żołądki bez większych strat energii przed tarłem. W marcu i kwietniu uczyłem się łapać skutecznie, zarazem czytając porady i zbierając doświadczenia. Nie łowiłem wiele ale na każdej Rawkowej wizycie wyjmowałem przynajmniej jednego klenia powyżej 35 cm.
Odpuściłem w połowie kwietnia kiedy ryby przeszły do tarła i wypełniły się mleczem i ikrą. Wróciłem w maju i ...nie złowiłem nic! Każde kleniowe miejsce, dołek, zwalone drzewo okazywało się puste. Trudy przełamałem kiedy przechodząc około kilometra podczas drugiej majowej wizyty zobaczyłem małe kleniątko uciekające spod woderów na wodzie około 40 centymetrowej głębokości. Puściłem woblerka spławem po płyciźnie i w trakcie spławu nastąpiło gwałtowne uderzenie (oczywiście zacięcie nie w czas). Uśmiechnąłem się lekko, zakląłem i zapiąłem na agrafce Salmo tiny w ubarwieniu chrabąszczowym. Nie czekałem długo. Branie w spławie. Później już było łatwo. Przyjeżdżałem nad wodę i za czym zarzuciłem kij chodziłem długo brzegiem aż zauważyłem pierwszego klenia. Od pierwszego do następnego odległość nie przekraczała 20 - 30 m. Jednak w tym miejscu przestrzegam - Nie stójcie w jednym miejscu za długo, jeżeli kleń nie wziął podczas pierwszych dwóch rzutów to już nie weźmie (weźmie następnym razem). Zmieńcie przynętę, spławcie i jak nic, to bez wyrzutów idźcie dalej. W trakcie moich kleniowych nauk złowiłem wiele kleni w granicach 40 cm.
Rawka obdarzyła mnie hojnie i nauczyła pokory. Jesienią kleń znowu wrócił do miejsc głębszych i ataków w rybo podobne woblery. Tak minął rok. Nauczyłem się Rawki i jej ryb na pamięć . Zimą oczywiście czytanie i kompletowanie rzekomo kleniowego sprzętu (teraz się z tego śmieje). Czytałem o parabolicznych kijach o miękkiej akcji żeby kleń nie spadał w trakcie holu, rozciągliwych żyłkach itd. Powiem szczerze i z tupetem - przestańcie słuchać rad i dobierzcie sprzęt do swojego refleksu i upodobań.
Ja łowię dwoma kijami 2,7 m i 5-25 g oraz 2,4 m 3-17 g (wklejanka). Kije sprężyste i szybkie. Kleń nie spada w trakcie holu jeśli dobrze operujecie kołowrotkiem i hamulcem, a dużo ważniejsze jest jego szybkie zacięcie. Sztywniejszy, sprężysty kij daje gwarancję że podczas gwałtownych uderzeń z których kleń jest znany, zacięcie będzie automatyczne, często bez naszego udziału. Plecionki odpuście, po prostu nasz przeciwnik ich nie lubi i drastycznie spada liczba brań. Po dobrej lekcji kleniowania - Akcja nr 2 PILICA. Miejsce Łąki Henrykowskie , cały dzień i jeden klenik koło 30 cm. Miejsce Spała , cały dzień i dwa klenie koło 30 cm. Miejsce Teofilów i olśnienie - kamienista rafa , głęboczek , zakręt z twardym dnem i szybko płynącą wodą. W tym miejscu pada kleń około 40 cm ale to miejsce nie jest kleniowe , grasuje tam Księżniczka o bursztynowych płetwach która z żyłki 0,18 mm i kleniowych przynęt robi "Jesień Średniowiecza". Zwiedzam Pilicę dalej aż trafiam na eldorado. Kamienie wystają z wody , szeroko rozlane płycizny , bystrza i klenieeeee. Łowię , łowię i jeszcze raz łowię.......
Wiosna nad Pilicą 2012 roku obdarzyła mnie średnio 10 kleniami na wyjazd , z których każdy przekraczał 35 cm. Przegrałem walkę z kleniem życia (na oko 60 cm) .W życiu bym się tego nie spodziewał że ryba w akcie desperacji zamiast uciekać przywali prosto między moje nogi.
Podsumowanie z moich doświadczeń (nie bierzcie przykładu ,tylko sami bądźcie po prostu nad wodą)
1 - Kleń nie boi się kiedy brodzicie (jak wychodzicie z wody na brzeg spierdziela aż miło)
2 - Kleń drastycznie zmienia miejsca pobytu w rzece zależnie od pory roku ( nie ma miejsc gdzie jest zawsze)
3 - Chodzenie na kolanach i skradanie się to mit. Trzeba poruszać się powoli. Co byśmy nie robili on i tak nas widzi.......
4 - Podchodząc do brzegu nie machajcie kijem od razu , postójcie popatrzcie - niech kleń się wam przyjrzy :)
5 - Mnóstwo uderzeń jest podczas bezwładnego spławu przynęty - czujność Panowie !
6 - Wybierajcie miejsca odludne , dzikie i piękne przyrodniczo (jak nic nie złapiecie to przynajmniej zrelaksowani wrócicie do i tak wku...onej żony )
7 - Przynęty dobiera się do łowiska i pory roku ( testy , testy , testy)
8 - Nie ma dni że kleń nie bierze ! Ta ryba bierze zawsze i Wasza w tym głowa żeby go znaleźć (jak nie bierze to znaczy że miejsce było złe)
9 - Starajcie się łowić daleko od Siebie - puszczajcie przynętę daleko z prądem , przytrzymujcie itd
10 - Każde przypadkowe (łowiąc inne ryby) złowienie klenia to nie Wasz sukces tylko jego drobna pomyłka
Zachęcam do wypuszczania kleni z powrotem do wody - podobno jest nie smaczny (nie wiem jakoś zawsze mi było szkoda go zabić) .
Mnie nauczenie się sprawnego kleniowania zajęło dwa lata i wcale nie czuję się w tym dobry. Wyjazdy i godziny liczone w wielu dziesiątkach a nie sztukach a mimo wszystko pięćdziesiątka jeszcze nie padła......
P.S. - Zaprosiłem kiedyś kolegę po kiju (bardzo dobry łowca jeżeli chodzi o smużaki) nad moją rzeczkę - efekt chyba widać poniżej. Pozdrawiam