Odwet
Opowiadania Wędkarskie - Wędkarskie opowieści z nad wody
Deszczowa aura nie napawa optymizmem . W poprzedni weekend poniosłem srogą porażkę . Wybrałem się z bratem nad, najbardziej dziką rzekę naszego regionu . Czarna Konecka bo o niej mowa , na skutek obfitych opadów deszczu wystąpiła z koryta utrudniają połowy. Samo dojście do rzeki okazało się fiaskiem i zmoczeniem butów .
O połowach nie było mowy . Na start straciliśmy po kilka przynęt , trzeba było zwijać manatki , brań zero.
Dziś mamy piękną, złotą polską jesień.Za oknem świeci słońce i mimo tego że szary mróz strąca ostatnie kolorowe liście z drzew, postanawiam zrobić odwet . Miejsce połowu Miedzna Mur. Czekamy kiedy mróz trochę zelżeje i koło 10:00 wyruszmy na połów.N a miejscu spora grupa wędkarzy , na brzegu i na wodzie, mamy nadzieje że biorą {w końcu to ich pora, muszą nazbierać tłuszczyku na zimę }Szybko dmuchamy nasz ponton i heja na sandacza .
Pierwsze wpłynięcie pomiędzy wędkującymi nie przynosi spragnionego efektu . Sonda pokazuje jakieś spore ryby, może sumy, może karpie ale brań zero . Postanawiamy sprawdzić nasze tajne miejscówki. Po opłynięciu wszystkich, stwierdzamy kompletne bezrybie. Na sondzie nic nie widać, a na kijach nawet trącenia. Postanawiamy wróci do stada wilków polującego w pobliży najgłębszej wody tego akwenu. Okolica tamy przyciąga jak magnes. Co niektórzy zapominają o regulaminowej odległości ,nie licząc bezczelnych pseudo wędkarzy, łowiących prosto z tamy. Zauważam że mają system, trzech łowi, jeden patrzy czy ktoś nie jedzie. Nagle pojawia się nowy, śmieje się z daleka i pyta miejscowych czy biorą ?
Pada negatywna odpowiedź , podtrzymując konwersacje pyta, czy policja już była. Po wodzie niesie się głośne nie i wszyscy zabierają się za POŁOWY. Nagle nowy przybysz łowi jakąś biedna rybkę i krzyczy do pozostałych, że ma ale małą !Nie zapomniał dodać, a ma ktoś może jakąś reklamówkę? Ten incydent zostawiam bez komentarza .
I my zbieramy się do pracy, znajomi w pobliżu też coś łowią. Po przetestowaniu paru kilo gum, woblerwów i blaszek, brat postanawia zapolować na paprochy. Boczny trok, na haczyk 3 cm riper relaxa i od razu zdecydowane branie. Po dynamicznym holu,ryba ląduje podbieraku. Piękny okoń po 5 godzinach biczowania daje nadzieje na jakieś brania i nagle rozwiązuje się worek. Łowimy ładne okonie , oczywiście na boczny trok. Nagle Jacek ma większa rybę. Po zdecydowanym holu, szybko pokazuje się na powierzchni. Szczupak po wyskoku nad wodę , nadal tkwi na haczyku. Łowimy cały czas delikatnie, małe przynęty, bez przyponu. Mimo to udaje się podebrać rybę. Jest nieźle i ja łowię kilka okoni .
Po bezłownych kilku godzinach są eliksirem na moją dusze. Ale pora coś złowić większego, posyłam malutkiego paproszka w otchłań. W wodzie odbijają się drzewa, w przepięknych swoich szatach. Prowadzę przynętę leniwie na dnem, lekko podszarpując i znów zwalniam tępo, żeby za chwile ostro poderwać. Jest ! na pewno nie zaczep, rybka dzielnie się broni ale po krótkim holu jest w pobliżu pontonu. Próbuje ją podnieś ,cały czas idzie przy dnie i nagle robi wspaniały wyskok .
Już wiem że to szczupły może nie okazały ale jak dla mnie dzisiaj ekstra bonus. Łowimy na koniec października , słońce na początek nie śmiało zaczyna zbliżać się ku zachodowi, by po chwil otoczyć nas całą paletą barw od purpury, po granat. Księżyc już w pełni , świeci od kilkudziesięciu minut. Wydaję się że chce na powiedzieć dobranoc . Na wodzie flaute , zastępuje delikatna falka. Pora wracać. Brat tradycyjnie na odchodne łowi kolejnego szczupak i na tym kończymy. Myślę że odwet za poprzedni tydzień był w miarę sprawiedliwy .