Groźny szczupak -kanibal
Dziś wolne, tradycyjnie ciągnie mnie nad wodę. Postanawiam zapolować na szczupaki. Wybór pada na przepiękną rzekę. Czarna Konecka, bo o niej mowa przyciąga jak magnes. Ryby które ostatnio tam nie złowiłem urosły, do ogromnych rozmiarów w moich myślach.
Woda lekko zmącona, pochmurno z przejaśnieniam, i godzina 14.00. Powinny brać. Z trudem przedzieram się przez chaszcze, od ostatniego mojego pobytu sporo wszystko podrosło. Wreszcie udaje mi się przejść do rzeki, a zasadzie małego starorzecza. Woda niezbyt głęboka, wszędzie pełno drobnicy, małych jazi i kleni. Pierwszych kilka rzutów, i jest pierwsze zainteresowanie. Szczupak niezbyt okazały,nie trafia w przynętę. Kolejne rzuty i nagłe przytrzymanie! Niestety to zaczep i wszelkie próby uwolnienia przynęty kończą, jej stratą. Tu już nie połowie, trzeba iść dalej .
Nowe miejsce, kilka rzutów i jest zainteresowanie młodego szczupaczka. Ryba ponawia, jeszcze kilka krotnie i zawsze z tego samego miejsca. W sumie atakuję tą samą przynętę z 6 razy i za każdym razem nieskutecznie. Widocznie trafiłem na dobra żerowanie, lub wyjątkowo głodną i niezbyt bystrą rybkę. W końcu się płoszy, i trzeba iść dalej. Po drugiej stronie słyszę jakiś plusk a po chwili widzę płynącego piżmaka. Zmiana przynęty, zakładam woblerek w kształcie szczupaka z grzechotką w środku. Miejsce takie sobie, płytki brzeg, trochę głębiej na środku. W to miejsce posyłam przynętę przez okulary polaryzujące widzę jakiś cień i mocne kopnięcie w przedramieniu . Mój kijaszek Cormoran Power Grip pięknie amortyzuje odjazdy ryby . Szczupak bo już go widzę dzielnie walczy do końca . Ucieka raz w dół raz w górę rzeczki. Kieruje się w stronę krzaków ale udaje mi się to udaremnić. Wreszcie słabnie i próbuje go podebrać ręką ale wpadam jedną nogą w dziurę po bobrze. Z trudem utrzymuje równowagę ale udaję mi się podebrać skubańca. Przy próbie wyjęcia przynęty rzuca się wściekle i łowi mnie na drugą kotwice od woblera. Lewą ręką udaje mi się go uwolnić ale zostaje z przynętą i kotwicą w palcu.
Po odpięciu kółka łącznikowego zostaje z kotwiczką głęboko tkwiącą w palcu. Próba wyszarpnięcia oprócz sporego bólu kończy się fiaskiem. Próbuje jeszcze wędkować ale kotwiczka tkwiąca w kciuku trochę mnie zniechęca. Łowiłem raptem z pół godziny do obłowienia miałem kilka kilometrów a tu trzeba wracać. Przy samochodzie próbuje jeszcze znaleźć jakieś kombinerki ,ale lipa niema nic czym by można to dziadostwo wyjąć . Nie ma rady jadę do szpitala. W szpitalu zakłopotany chirurg drapie się po głowie jak to wyjąć. Sugeruję żeby uciąć jedno ramie i przewlec. Okazuje się że niema do tego narzędzi. Pozostaje albo ciąć albo po znieczuleniu wyrwać na siłę. Dostaje trzy kolki z znieczuleniem i jakoś udaje się wyszarpać kotwiczkę. A swoją drogą nieźle trzymała. Na koniec jeszcze jeden zastrzyk przeciw tężcowi i wolny do domu.
Bohater mojej wyprawy zostanie dzisiaj zjedzony {to już drugi w tym roku a złowiłem sporo }. Więcej zdjęć z tej świetnej rzeki
http://swiezy.wedkuje.pl/blog/index.php?p=galeria&KategoriaID=1529&ID=6470
Po wizycie u chirurga
« poprzednia | następna » |
---|
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.